
Dziś chciałabym podzielić się z wami historyjką. To chyba nawet jest taka z morałem. Albo i dwoma.
Wracałam właśnie ze spaceru ze Skollem i Askiem, byliśmy już na naszym zamkniętym osiedlu mając prostą drogę do domu. Przed nami szedł puchaty samoyed. Mamy na osiedlu suczkę tej rasy. Jej właściciele bardzo dbają o komfort i mych psiaków – choć suczka często chciałaby wejść w interakcję. Zazwyczaj mijamy się po łuku i całkiem nawet cieszę się kiedy ich widzę. Tak rzadko ktoś szanuje przestrzeń innych, że doceniam to niesamowicie. A moim chłopakom calkiem się nawet ta biała dziewczyna podoba.
Tym razem jednak samoyed przed nami usiadł na środku ścieżki. Ani on ani właścicielka nie ruszali się z miejsca. Ask zatrzymał się w miejscu o krok za mną. Mimo, że ja byłam skierowana na wprost na psa i swoją mowa ciała trochę wysyłałam go do przodu, on stał. Patrzył to ja psa, to na mnie. Po chwili takiego trwania w miejscu i w zdziwieniu tą sytuacją, odwróciłam się tyłem do naszego kierunku marszu, nie ruszając się z miejsca. Zaproponowałam Askowi zmianę trasy… A on natychmiast skorzystał z propozycji. Po paru krokach chciałam zaproponować mu powrót na poprzednią trasę ale nie chciał. Są sytuacje, w których ja wiem co się wydarzy i lepiej rozumiem jak działają np skrzyżowania czy sygnalizacja świetlna – wtedy przejmuję kontrolę i po prostu decyduje kiedy i gdzie idziemy. Są też takie, w których mogę pozwolić sobie na to, by posłuchać mojego psa. Nie mówię wtedy „chodź”, „idziemy”… Nie wydaje żadnych komend, co najwyżej proponuje kierunek. Pozwoliłam więc Askowi zdecydować i poszliśmy dookoła budynku.
Ku mojemu zaskoczeniu, po paru krokach samoyed znów pojawił się przed nami, na napiętej smyczy, jęcząc. Obeszli widocznie budynek by ponownie się z nami spotkać. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się jednak… Że to nie ten człowiek co zwykle trzyma smycz. I to nie ta suczka, która juz znamy a dorastający młodzik. Pojawił się zza rogu zbyt nagle i zbyt blisko – schowaliśmy się więc kawałek za zaparkowane auto oddając przestrzeń. Ask zjerzyl sierść na grzbiecie robiąc się dwa razy większy. Ciężko się dziwić. Z dużej odległości mówił że nie chce takiego spotkania, a teraz mimo że zeszliśmy z drogi – psiak napierał w naszą stronę, ciągnąć za sobą właścicielkę, wsciekle jęcząc i dusząc się. Stabilne dorosłe psy nie lubią podchodzenia na takich emocjach.
Ostatecznie udało się minąć, mimo napierania na nas. Jaki jednak jest w tej historii morał?
Po pierwsze – Słuchaj swojego psa i nie ciągnij go na siłę, kiedy Tobie coś się wydaje. Dla mnie większość samoyedów wygląda identycznie. Ask z dużej odległości czuł inny zapach, widział inny wzorzec zachowania i mowę ciała. On wiedział czy ma ochotę na kontakt. Dodatkowo to, że reaguję na jego sygnały sprawia, że „mówi” do mnie częściej, ufa mi bardziej i nie jest stawiany w sytuacji, w której musiałby zareagować agresją.
Po drugie – nigdy nie ucz swojego psa, że koniecznie musi podejść do każdego napotkanego czworonoga. Później nie poradzisz sobie z jego frustracją. Pamiętaj, że ekscytacja nie zawsze musi oznaczać radość. Częściej oznacza, że pies po prostu sobie nie radzi… Z emocjami, sytuacją, interakcją… Prowadząc szczeniaka do każdego psa którego zobaczy, sprawisz, że nie będzie miał pojęcia, że tak jak Ask – może nie mieć ochoty na trudną dla niego interakcję. Bez zastanowienia w nią wejdzie co może skończyć się walką. Poświęć czas na naukę bycia spokojnym obok innych psów. To zmienia wszystko.
Na zdjęciu Ask i Skoll spacerują akurat obok zupełnie innego młodzika (bo obrazującego wyżej opisana sytuację po prostu nie mam). Wszyscy są rozluźnieni i zadowoleni. Sami sterują dystansem między sobą i są czują się bezpiecznie, bo ich sygnały są respektowanie.
Post ten nie ma na celu ocenienia zachowania psa i jego właścicielki – służy tylko i wyłącznie opisaniu reakcji mojego psa i uwrazliwieniu czytelników na drobne komunikaty -co nie było by możliwe bez kontekstu.

Zostaw komentarz